sobota, 10 marca 2018

Francja

We Francji byłem pod koniec stycznia i przez cały luty zupełnie nie miałem ochoty ale też czasu żeby opisać wrażenia. Cały projekt wziął się stąd  że polskie wojska pod dowództwem Józefa Hallera stacjonowały tam podczas wojny. Natomiast w naszej gminie jest miejscowość Jurczyce w których swój dworek miał właśnie Józef Haller.



Zacznijmy więc od pierwszego dnia.
Mój pierwszy lot samolotem. Byłem strasznie zestresowany. Wylecieliśmy 10:15. W Paryżu byliśmy około 13. Do miejsca pobytu (miasteczka Silé le Gilemou) zabrały nas dwa minibusy. Podróż z Paryża zajęła 4 godziny. Gdy o 17 dojechaliśmy do Silé - przywitali nas nasi Francuscy 'opiekunowie'. Wraz z Ugo pojechaliśmy do domu jednym z wielu żółtych szkolnych autobusów. Prowadziła go starsza pani w okularach. Po francuskich drogach, które nie są zbyt dobre, jechała z zabójczą prędkością. Autobus raz po raz ostro hamował. W końcu dotarliśmy do jakiejś miejscowości oddalonej od Silé o jakieś 45 minut. Z przystanku odebrał nas tata Ugo. Po przybyciu do domu przywitałem się z całą rodziną. Byłem zmęczony więc po kolacji od razu poszedłem pod prysznic i do spania.

Drugiego dnia (piątek) wstałem o 6 żeby spokojnie się pozbierać. Mama mojego opiekuna przygotowała śniadanie. Następnie zawiozła nas na przystanek. Kolejny kurs szalonym autobusem. Dotarłwszy do szkoły spotkałem się z naszą  polską grupą. Wszyscy byli szczęśliwi, że mogą rozmawiać po polsku. Tego dnia mieliśmy mieć projekt w francuskiej szkole. Był to duży stres ponieważ Francuzi nas nie rozumieli tak samo jak my ich. Mieliśmy również okazję brać udział w wywiadzie radiowym tamtejszej stacji o zasięgu 50 km  Następnie zwiedziliśmy szkołę i od 15 do końca dnia mieliśmy czas wolny na chodzenie po budynku szkoły i zwiedzanie wszelkich zakamarków z naszymi francuskimi znajomymi. O 17 powrót znów autobusem do domu. Po powrocie rodzice Ugo poszli do sąsiadów. My natomiast siedzieliśmy w domu i dużo rozmawiali. Złapałem bardzo dobry kontakt z jego siostrą mimo, że była dużo starsza (miała 25 lat). Spędziliśmy razem świetny wieczór.

W sobotę był dzień oficjalny. Do szkoły zawiozła nas tym razem mama Ugo. Następnie poszliśmy na cmentarz gdzie braliśmy udział w ceremonii odsłonięcia tablicy pamiątkowej ku pamięci polskich żołnierzy. Następnym punktem było zwiedzanie Silé oraz uroczyste  przemówienie naszego dyrektora. Tam zostałem pięknie zfilmowany przez tamtejszą telewizję. Następnie wzięto nas na poczęstunek w bardzo ładnym zamku znajdującym się również w mieście.
Po południu mieliśmy czas wolny dla siebie. Postanowiliśmy wszyscy pojechać do największego miasta w tym regionie - Le Mans. Niektórzy zrobili zakupy, a potem udaliśmy się na gorącą czekoladę.
Po powrocie do domu rodzice oraz Ugo przygotowali kolacje pożegnalną. Znowu dużo rozmawialiśmy. Wręczyliśmy sobie nawzajem prezenty oraz podziękowałem za gościne.

W niedzielę rano wyruszyliśmy z tatą Ugo do Silé. Tam jeszcze raz się pożegnaliśmy i już z polską grupą pojechali do Paryża.
Paryż bardzo mi się podobał. Zrobiłem dużo zdjęć na pamiątkę.



Do domu wróciłem o 21. Wyjazd był świetny mimo wszystkich stresów i przygód które także się wydarzyły. Będę go miło wspominać, a Ugo ma przyjechać do Polski prawdopodobnie we wrześniu.

2 komentarze:

  1. Powiem ci, że warto zaryzykować stres dla takich przygód. To jest niepowtarzalne doświadczenie. Zawsze będę wysoko cenić podróżowanie i poznawanie. Takie doświadczenia nas kształtują, dają nowy punkt widzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stres także mobilizuje do działania ;)
      Zgadzam się z tobą w zupełności, teraz czeka mnie podróż do Wiednia :D

      Usuń