W morzu ulotnych dni

Rozdział I

Jakie to uczucie być zawsze z boku? Jakie to uczucie nie mieć się do kogo odezwać? Jakie to uczucie nie mieć przyjaciela,  któremu można się zwierzyć?
Kiedyś było to dla mnie normalne. Żyłem taką rzeczywistością i myślałem,  że tak musi być. Teraz wiem,  iż to nie było normalne. Zawsze traktowany jak największa fajtłapa i dziwak dopiero w gimnazjum się obudziłem.
Pamiętam pierwszy dzień podstawówki. Razem z mamą szliśmy na halę sportową. Po drodze spotkaliśmy Wiktorię, którą znałem z zerówki. Nasze mamy szły przodem i plotkowały,  a my za nimi bawiliśmy się w berka. Nastroje zmieniły się gdy usiedliśmy na widowni sali gimnastycznej. Na środek wyszły cztery panie i zaczęły czytać nazwiska dzieci,  które miały w tedy zejść z widowni i stanąć w parach za nimi.
W końcu wyczytano imię i nazwisko Wiktorii. Została przydzielona do klasy C. Następnie ja, Mateusz. Niepewnie stanąłem koło Wiktorii.
Po tej ceremonii rodzice udali się do domów,  a my do szkoły.
Moja towarzyszka od razu pobiegła do grupki dziewczyn. Ja udałem się do chłopaków. Słyszałem jak się śmieją i rozmawiają. Gdy podszedłem ucichli. Powiedziałem tylko "Cześć" i postanowiłem pójść do przeciwnej płci. Zawsze miałem problem ze zdobywaniem nowych przyjaźni. Nie wiem skąd się to wzięło ale łatwiej rozmawia mi się z dziewczynami niż z chłopakami. Od początku stało się to moim głównym problemem. Zostałem odizolowany od prawie całej klasy. Wiktoria tak samo więc jeszcze bardziej się zaprzyjaźniliśmy.
Oprócz nas była jeszcze Emilka z Darią i druga Wiktoria. One też nie spodobały się szydercom. Tak nazywam dziś grupę osób,  która usilnie próbowała od samego początku zniszczyć nam lata podstawówki. Z czasem wszyscy się przyzwyczaili do takiego układu. W naszej klasie utworzyły się trzy społeczności. My -  dziwacy, neutralni jak Daria z Emilką oraz Kaśka z Izą i Szydercy, którzy "rządzili" całą resztą.
W drugiej klasie grupa neutralnych się rozpadła. Kaśka z Izą i Darią przeniosły się do szyderców, a Emilka do nas.
Różnice między nami coraz bardziej się uwidaczniały. Nasza czwórka: ja,  jedna i druga Wiktoria i Emilka postanowiliśmy trzymać się zawsze razem.

Czwarta klasa to jeden z okresów,  którego nigdy nie zapomnę przez jeden fakt. Wszyscy się już znali. Każdy znał słabości innych. Nikt jednak nie odkrył mojej. Chodzi o piłkę nożną. Nigdy się w nią grać nie nauczyłem, nie umiem i nie nauczę. Dla grupy szyderców był to jednak świetny powód do upokorzenia mnie. Pierwszy mecz skończył się tym,  że strzeliłem w swoją bramkę. Niby śmieszne lecz nie dla mnie. W szatni usłyszałem przeróżne obelgi na swój temat. Wyzywany od idiotów, debili czy ciot nie umiałem się bronić. W tedy przekonałem się, że dla chłopców w tym wieku symbolem "męstwa" jest piłka nożna więc ci, którzy nie umieją w nią grać powinni najlepiej zostać wyeliminowani z grupy.

1 komentarz:

  1. Nasza podstawówka nie była dla mnie zbyt dobrym okresem, ale gdyby nie wy... byłoby o wiele gorzej.
    Zawsze jednak staram się myśleć o tym, jak o problemach, którym stawialiśmy czoła razem. I to nas tak do siebie zbliżyło i dzięki temu wciąż możemy być dla siebie prawdziwymi przyjaciółmi. Myślisz, że gdyby było łatwo, gdybyśmy nie mieli o co walczyć... ta przyjaźń stałaby się tak silna?

    OdpowiedzUsuń