poniedziałek, 31 października 2016

Sukcesy i porażki

Sukcesy przeplatane porażkami. Z jednej strony jestem szczęśliwy, z drugiej załamany. Jest jednak myśl, która podnosi mnie na duchu. "To ostatnie trzy lata i później studia". Od uwolnienia się z obowiązku integracji z klasą dzieli mnie już coraz mniej czasu. Nie będzie przymusu poznawania innych ludzi. Nie będzie obaw przed tym jak będę odbierany przez społeczeństwo bo po prostu będę miał to gdzieś i do niczego nie będzie mi to potrzebne aby mnie wszędzie wielbiono. Teraz jednak tego nie ma i trzeba zejść na ziemię. Osoby, które znam bardzo się zmieniają. Jakby całe to liceum, ta klasa spowodowała, że każdy uległ jakiejś przemianie. Zauważyłem u siebie, że gdy wychodzę na środek sali nie trzęsą mi się ręce. Jestem zestresowany ale nie tak jak w gimnazjum. Czy udało mi się pokonać w części ten strach? Mimo tego sukcesu musi być oczywiście coś nie tak. Na wf-ie znów się zaczęło. Po ostaniej grze w piłkę nożną jeden z idiotów zapytał dlaczego stoję jak kołek w dupie. Jak zwykle nie wykazałem się ciętą ripostą i odpowiedziałem pytaniem na  pytanie. "A co mam latać? ". Niby się zamknął ale ta odpowiedź nie była taka jaką chciałbym aby usłyszał. Niestety nie umiem wymyśleć tak na poczekaniu jakiejś kulturalnej aczkolwiek szczerej odpowiedzi.
Laura i Iwona natomiast bardzo się zmieniły ale na gorsze. Coraz rzadziej ze mną rozmawiają, obrażają się o byle co. Czasami mam wrażenie jakby moja obecność je nudziła albo nawet wkurzała. Kiedyś Iwona powiedziała mi "żebym szedł sprawdzić czy nie ma mnie w szatni". Zaśmiałem się i rzuciłem żeby sama sobie poszła. Zapadła cisza po czym znów się odezwała: "Masz bardzo specyficzne poczucie humoru". Po dziś dzień nie za bardzo rozumiem o co jej chodziło. Laura natomiast  (jak pisałem we wcześniejszym poście) zaczęła mnie zupełnie ignorować. Rozmawia ze mną praktycznie tylko na polskim bo wtedy z nią siedzę. Tak na przerwach to zazwyczaj tylko odpowiada tak lub nie.
Nie wiem w końcu czy to inni się zmieniają, czy tak jak powiedziała mi Emilia jestem zupełnie innym człowiekiem niż dawniej.
Oprócz tego co burzy się w szkole musiało jeszcze się coś w domu jeszcze zawalić. Całkiem niedawno Tosia była chora. Poszliśmy z nią do weterynarza. Dostała parę zastrzyków i znów wyzdrowiała. Jednak dwa dni temu po wizycie kontrolnej na jaw wyszło coś niepokojącego. Jakby jeszcze tego było mało Tosia ma sparaliżowane tylnie łapki. Dzisiaj po kolejnej wizycie i zastrzykach pani weterynarz pinformowała nas, że nic się nie poprawia i w dodatku Tosia traci na wadze. Powiedziała także, że jeśli to się nie zmieni, to świnka opadnie z sił i aby się nie męczyła trzeba będzie ją uśpić...

piątek, 21 października 2016

Znów wszystko się burzy

Dzisiaj Emilia do mnie znów pisała. Chciała przeprosić i zacząć wszystko od nowa. Ja jednak napisałem,  że nie mogę wybaczyć czegoś takiego i nie da rady dalej ciągnąć tej przyjaźni. Wymieniliśmy kilka słów. Mogę teraz stwierdzić, że to już definitywnie koniec. Już nie ma przyjaźni i problemu. Po tej rozmowie zablokowała mi dostęp do swojego bloga. Nie mam pojęcia jak. Prawdopodobnie zmieniła adres.

Wrażenia po wycieczce klasowej do Zawoji mieszane. Było fajnie. Zacznę od początku.

Wyjechaliśmy o 8. W autobusie siedziałem sam. Jak za dawnych czasów. Całą drogę słuchałem muzyki. Gdy dojechaliśmy od razu był problem z pokojami. Na szczęście udało się zaraz go rozwiązać. Miałem pokój z Michałem i Jarkiem. Na początku było drętwo. Potem jednak zaczęliśmy trochę gadać. Michał zdecydowanie należy do osób, które nie mają żadnych lęków społecznych. Cały czas się wygłupiał. Starał się rozruszać atmosferę.
Praktycznie przez pierwszy dzień poszliśmy tylko do muzeum Babiogórskiego PN. Trzymałem się o dziwo z Natalią, a nie z Laurą. Ona nawet nie zwracała na mnie uwagi.
Noc była ciężka. Łóżko było tak niewygodne, że spałem tylko cztery godziny. Rano byłem wykończony. W planach mieliśmy park linowy. Ja nie poszedłem bo byłem w gimnazjum i mi się nie podobało. Za to razem z panią i kilkoma innymi osobami poszliśmy na spacer wśród drzew na 16m nad ziemią. Przezwyciężyłem swój strach i wyszedłem na górę. Widok nie był piękny ale bylem z siebie dumny.
Po powrocie do ośrodka był obiad. Po nim mieliśmy czas wolny. Razem z Jarkiem i Julią graliśmy w ping ponga. Wieczorem po kolacji miał być film. Klasa wybrała mecz, a potem Top model. Ja z Natalią jednak wykorzystaliśmy rzutnik przygotowany do karaoke i włączyliśmy Niezgodną. W przerwie meczu cała hałastra przyszła do nas i zaczęła grać w ping ponga, szeleścić. Parę osób się zainteresowało ale nie na długo. Gdy tylko minęło 15 minut wszyscy wyparowali. Mieliśmy spokój. Później przyszła wychowawczyni. Posiedziała z nami trochę dłużej i też poszła.
Po tym wróciliśmy do pokojów. Pogadaliśmy we trójkę przed snem. Wydawali się normalni. W trzecim dniu. Poszliśmy do centrum alpinistyki. Mało ciekawe. Po tym mieliśmy obiad i czas na spakowane rzeczy. Wróciliśmy do domu o 16.

Pisaliśmy na grupowym czacie. Wygłupialiśmy się jak zawsze. Nagle zapadła cisza wiec zapytałem czy jest tam kto? Nagle ni z gruszki, ni z pietruszki Szymon napisał "trzeba było tyle gadać na wycieczce, a nie teraz pisać". Zrobiło mi się głupio. Nie wiedziałem co napisać. Zapadła kolejna cisza.
Oprócz tego, jeszcze na wycieczce, w drugim dniu, Laura bardzo mnie zaskoczyła. Gdy padło pytanie o seriale powiedziałem,  że oglądam Wspaniałe Stulecie, a ona "baby takie rzeczy oglądają".
Kolejną sytuacją był wczorajszy projekt na przedsiębiorczości. Grupa Jarka, Michała, Julii i Patrycji nie przygotowała projektu. Narazie nie za bardzo wiadomo o co chodzi ale zapytałem Michała więc może niedługo odpisze. Jarek twierdzi,  że to wina Michała.
Klasa wydaje się coraz bardziej podejrzana. Ciekawe co z tego wyniknie ale wydaje mi się, że nie wszyscy za sobą przepadają.

środa, 5 października 2016

Świadomość decyzji

Dzisiaj chciałbym poruszyć temat, który po części łączy się z ostatnim protestem przeciwko ustawie antyaborcyjnej, który z resztą uważam za bezsensowny. Chodzi mianowicie o Invitro.
Nie będę tłumaczył co to jest bo to wie chyba każdy, lecz skupię się na sposobie w jaki się to wykonuje i skutkach.
Więc pierwszym krokiem jest pobranie materiału genetycznego od mężczyzny i kobiety. W laboratoryjnych warunkach plemniki i komórka jajowa zostają połączone  (dochodzi do sztucznego zapłodnienia). Zarodki, bo jest ich zazwyczaj pięć rozwijają się najpierw w laboratorium. Gdy "urosną" jeden z nich jest wybierany przez rodziców i umieszczany w łonie matki. Wybierany dlatego, że mamy możliwość wybrania sobie dziecka np. z niebieskimi oczkami. Tak jak byśmy poszli do marketu i powiedzieli poproszę to dziecko z niebieskimi oczkami.
Co się dzieje z pozostałymi. W Polsce nie ma prawa, które o tym by wspominało, dlatego też są umieszczane w lodóweczkach.
Jedno dziecko nazywane przez niektórych embrionem rozwija się jak normalne, a pozostałe nie mogą ani się urodzić, ani umrzeć.
Zostawmy teraz metody i przejdźmy do skutków. Pomyślcie, że macie przed sobą 5-letnie dziecko i spróbujcie mu wytłumaczyć, że tatuś nie jest jego prawdziwym tatusiem. Jest dzieckiem z invitro i jego prawdziwy tatuś jest nie znany. Może gdy dziecko dorośnie łatwiej będzie mu zrozumieć tą sytuację?
Niektórzy rodzice natomiast nigdy nie mówią o tym dziecku.
Następnym skutkiem i faktem jest to, że dawca materiału genetycznego jest anonimowy.
Wyobraźmy sobie sytuację: jest dwoje zakochanych. Biorą ślub. Chcą mieć dziecko. W siódmym miesiącu ciąży okazuje się, że dziecko jest chore,  a małżonkowie są rodzeństwem. Zaraz, zaraz, jak to? A no tak, że są dziećmi z invitro i mają wspólnego ojca - dawcę plemników, z których powstali. Postawcie się w takiej sytuacji.
Mam nadzieję, że w sposób obrazowy i zrozumiały wytłumaczyłem o co mi chodzi. Według mnie władze powinny zakazać invitro tak samo jak aborcji i ułatwić procedurę adopcji dzieci z domów dziecka. Do czego to doszło, że możemy zrobić sobie dziecko jakie się nam podoba i w dodatku bezkarnie możemy je zabić jeśli się nam nie podoba. Jeszcze raz powtórzę. To tak jak pójść do marketu, kupić produkt, stwierdzić "nie podoba mi się" i wyrzucić bo brzydkie lub uszkodzone. Nie wiem skąd się to bierze? Z niewiedzy? Czy może z powodu braku sumienia? Zwolennicy niech odpowiedzą sobie na to pytanie.

wtorek, 4 października 2016

Miesiąc minął

Pomyśleć, że już minął miesiąc szkoły. Ognisko klasowe za nami. Nie wiem jak było ale na szczęście wszyscy wrócili cali. Muszę się pochwalić, że znam prawie wszystkich z klasy. Przyzwyczaiłem się do nowego otoczenia ale mimo wszystko brakuje mi gimnazjum. Natasza się już ze mną nie kłóci i nie wydziera się jak źle mówię po rosyjsku. Gabryśka nie powtarza swoich mądrości typu "Bez ryzyka nie ma zabawy". Baśka nie wymądrza się w swój wredny sposób.
W sumie nie mam teraz o czym pisać na blogu :)
Dawniej posty pojawiały się nawet codziennie, a teraz co miesiąc albo nawet rzadziej.
Chcieliśmy z Weroniką iść do gimnazjum ale nas nie wpuścili bo "trzeba mieć zgodę pani dyrektor". Oczywiście nie zrezygnowaliśmy ale narazie nie ma czasu bo jest dużo nauki.
Prawdę mówiąc wolałbym pójść do liceum w dawnym składzie, nawet z Baśką. Wolałbym się z nimi kłócić niż tak jak teraz próbować utworzyć jakieś relacje z trzydziestoma osobami.
Na szczęście to tylko trzy lata i studia. Żadnej klasy, integracji i tym podobnych. Czekamy na to z Justyną.
Jak to powiedziała wychowawczyni "są osoby przebojowe, które cały czas się śmieją i maja mnóstwo znajomych, a są tez takie, które są introwertykami, trudno zdobywają znsjomych ale mają dwoje prawdziwych przyjaciół". Zdecydowanie należę do tych drugich. Natalia pytała ostatnio o Emilke ale nic jej nie powiedziałem, że się pokłóciliśmy. Jeszcze przyjdzie na to czas. O całej sytuacji wiedzą Laura, Iwona, Justyna no i Weronika. Tyle osób wystarczy narazie.
Na październik znalazłem kolejne przysłowie, tym razem na literę D. "Dlatego dzwon głośny, że wewnątrz próżny". Co niektóre osoby w klasie takie są. Głośno o nich cały czas, ale co z tego jak rozumu za grosz nie mają. Trzeba jednak policzyć do dziesięciu i trzymać język za zębami żeby kogoś nie urazić.