Kolejne święta bez śniegu... Dobrze, że chociaż wiatr wieje. Wstając rano, odsuwam żaluzje i na moje szczęście hehe mogę się spowrotem położyć na łóżku i patrzeć przez okno jak drzewa się ruszają, liście tańczą po całym podwórku. Brakuje tylko słońca, które nadało by temu obrazowi jakichś żywych barw. Bez tego wszystko jest szare i smutne. No cóż... Nie wymagajmy za wiele. Ważne, że nie pada deszcz.
Całe szczęście chora sytuacja wspomniana poprzednio się wyjaśniła. Gabryś dowiedział się, że skontaktowaliśmy się z Michałem. Spotkaliśmy się we trójkę żeby to wyjaśnić. Nasza chodząca tragedia nie powiedział nic. Zero smutku, zero złości... Zero jakiejkolwiek chęci naprawienia tego co zepsuł. Jedyne za co mogę mu podziękować to fakt, że poznałem Michała.
Nie wiem czy to moje głupie wrażenie ale po tym zdarzeniu jakoś nagle zaczęło mi się wszystko udawać... Zapisałem się na wyjazd do Francji na 4 dni za darmo. Jedynym warunkiem jest wiedza o Józefie Hallerze. Za zadanie będziemy mieć zrobić jakiś projekt z tą osobą związany ale w sumie nawet nauczyciele nie wiedzą dokładnie jak to będzie wyglądać.
Ostatnio na rosyjskim tyle się uśmialiśmy. Czytałem przepis na kutię. Zatrzymałem się na orzechu greckim i powiedziałem trochę nieświadomie 'Cóż to jest!?'. Wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Jak się okazało nie tylko ja miałem ochotę się dowiedzieć. Pani wpisała hasło w wyszukiwarce. To co się pokazało rozbawiło nas na kolejne 15 minut lekcji.
"Orzech Grecki - "Wołoski" i w efekcie włoski. W skrócie orzech włoski z Grecji".
W domu jednak kocioł bałkański... Dużo kłótni z rodzicami, choroba dziadka. Przez to wszystko jestem okropnie nerwowy. Głupi murzynek który mi najpierw opadł a potem się spalił potrafił tak wyprowadzić mnie z równowagi, że miałem ochotę czymś rzucić. Cokolwiek co mi się nie uda doprowadza mnie do szewskiej pasji...
Aczkolwiek jest na to lekarstwo. Spotkanie z nowym znajomym działa niczym antybiotyk na całe zło. Obawiam się, że wpadłem w uzależnienie... od tego uczucia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz